-[T.I], uważaj!
Usłyszałam pisk opon. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam wystraszoną twarz kierowcy. A potem była już tylko ciemność.
~*~
Powoli otwarłam oczy. Wszystko było takie niewyraźne. Usłyszałam głos, jakby z oddali. To chyba moja mama.
-Panie doktorze, obudziła się!
Wokół mnie pojawiło się kilka osób. Zaczynałam widzieć coraz wyraźniej. Byłam w szpitalu. Rozejrzałam się po sali. Ściany były beżowe, przy nich stała mała kanapa i 2 fotele. Obok łóżka, na którym leżałam, stało krzesło. Zobaczyłam twarz mamy, taty, młodszej siostry, lekarza i chyba pielęgniarki.
-Słyszy nas pani?
Chciałam odpowiedzieć, ale poczułam w gardle coś drapiącego. Zauważyli, że nie mogę nic powiedzieć.
-Siostro, proszę wyjąć jej z ust rurkę intubacyjną.
Rurkę intubacyjną? Po co mi była ona? pielęgniarka wyjęła ją z mojego gardła. Od razu poczułam się lepiej. Lekarz ponowił swoje pytanie.
-Tak, słyszę. Dlaczego jestem w szpitalu?
-Miałaś wypadek. Przechodziłaś przez ulicę i potrącił cię samochód. Byłaś tydzień w śpiączce.-odparła moja mama.
-Proszę państwa, żebyście wyszli. Córka musi odpocząć.-powiedział stanowczym głosem doktor.
Wszyscy wyszli z sali. Zamknęłam oczy i zasnęłam.
~*~
-Dzień dobry, proszę pani.-otwarłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego lekarza.-Jak się dzisiaj czujemy?
-Jest okej.-uśmiechnęłam się.
-Zrobię teraz badania, dobrze?
~*~
Doktor skończył badania i wyszedł z sali. Włączyłam telewizor.
-"Dzisiaj odbędzie się rozprawa sądowa, podczas której Liam Payne zostanie osądzony o narażenie [T.I] [T.N] na śmierć."- słyszałam w każdej stacji telewizyjnej. Do pokoju weszła moja mama.
-Dzień dobry kochanie!-weszła moja mama.-Jak się czujesz?
-Dobrze.-odparłam.-Mamo?-zapytałam.
-Tak?
-To ten chłopak mnie potrącił?
-Tak, to on.-powiedziała.
-Możesz mi powiedzieć, co stało się po wypadku?
-Ten chłopak wybiegł z auta i zadzwonił po pogotowie, a potem reanimował cię, dopóki nie przyjechało. Zachował się bardzo szlachetnie.-uśmiechnęła się mama i złapała mnie za rękę.
-Ja muszę tam jechać!-chciałam wyjść z łóżka, ale zaraz poczułam się słabo i opadłam na poduszkę.
-W takim stanie? Zresztą sama widzisz, nie masz siły, a poza tym twoja lewa ręka i noga są złamane.-lekko zdenerwowała się mama.
-Coś jeszcze?
-3 żebra, no i masz lekkie wstrząśnienie mózgu.
-Ale ja muszę zobaczyć się z tym chłopakiem i mu podziękować!
-Za co? Za to, że o mało cię nie zabił?
-Nie. Za to, że mnie ratował.-odparłam z obrażoną miną.
-Oj, już nie zachowuj się jak dziecko. A tak poza tym, to ten chłopak cały tydzień do ciebie przychodził, ale byłaś w śpiączce. Wiernie trwał przy twoim łóżku.
-Nawet, jak wy tu byliście?
-Nie, wtedy wychodził.
-Dlaczego na niego krzywo patrzyliście?-rozgryzłam ich.
-Kochanie, byłaś w krytycznym stanie. Jak mieliśmy patrzeć na niego normalnie?
-Przecież nic mi nie jest. Wszystko pamiętam, a połamana byłam już kilka razy.
-Czy ty nie rozumiesz, że on mógł cię zabić?!-mama powiedziała wściekła.
-Ale nie zabił!
-Ale było blisko!
-Wyjdź, mamo.-powiedziałam spokojnym tonem.
-Prze...przepraszam kochanie.
-Wyjdź!-tym razem krzyknęłam.
Mama wyszła z sali, a ja rozpłakałam się. Włączyłam ponownie telewizor.
-"Liam Payne skazany na 5 lat więzienia w zawieszeniu na 7. Zdaniem wszystkich to bardzo łagodna kara."-usłyszałam. Miałam nadzieję, że zobaczę go jutro w szpitalu. Wyłączyłam telewizor. Położyłam się i zasnęłam.
~*~
Obudziłam się rano. Spojrzałam na zegarek. Była ósma rano. Na krześle obok łóżka siedział przystojny brunet.
-Od której tu jesteś?-zapytałam cicho.
-O...obudziłaś się! Poczekaj, pójdę po lekarza!-powiedział zszokowany i szczęśliwy.
-Nie, nie trzeba. Nie jestem w śpiączce od wczoraj-uśmiechnęłam się.
-Przepraszam.-chłopak wziął moje dłonie w swoje i przytulił się do mnie.-Przepraszam, że przeze mnie mogłaś umrzeć.-podniósł głowę. Zobaczyłam łzy na jego policzkach.
-Kolejny zaczyna.-przewróciłam oczami.
Chłopak uśmiechnął się.
-Dzięki za uratowanie mi życia. Lekarze powiedzieli, że gdyby nie ty, to nie zdołaliby mnie uratować.-Otarłam kciukiem jedną z łez płynących po jego policzkach. Chłopak nadal płakał. Hej, nie płacz.-przytuliłam go do siebie.
-Będę codziennie przychodził do ciebie do szpitala. Dopóki tu będziesz. A jak wyjdziesz, to zabiorę cię gdzieś. Obiecuję.
-Tylko raczej już nie samochodem.-oboje zaczęliśmy się śmiać.-Wiesz, że moi rodzice się nie zgodzą?-posmutniałam. Teraz to mi chciało się płakać.
-Wiem, nienawidzą mnie. Widziałem to w ich spojrzeniach.
-Wiedziałam!-mruknęłam pod nosem.
-Co?-zapytał.
-Nie,nic.-uśmiechnęłam się.
-Zobaczysz, uda mi się-pocałował mnie w policzek.
Jutro będzie druga część :)
P.S. Jeszcze 2 dni do wakacji! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz